Premiera Mazdy 6e w Poznaniu
Przez lata Mazda 6 była motoryzacyjnym pewniakiem. Samochodem, który w elegancki, nienachalny sposób łączył ponadprzeciętną estetykę z angażującym prowadzeniem, stanowiąc synonim dojrzałej, japońskiej inżynierii w europejskim opakowaniu. Była ucieleśnieniem motoryzacyjnej normalności w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dlatego też moment, w którym na scenie Poznań Motor Show odsłonięto jej najnowszą wersję, wielu zaelektryzował.

Atmosfera na stoisku Mazdy w Poznaniu, w oczekiwaniu na kulminacyjny moment, była pełna skupienia i napięcia. W powietrzu czuć było wagę chwili – to tutaj, w sercu Wielkopolski, po raz pierwszy w Polsce prezentowano model kluczowy dla przyszłości firmy. Wybór tej lokalizacji nie jest przypadkiem. To wyraźny sygnał, jak poważnie japoński producent traktuje rynek europejski, w tym Polskę, w swojej strategii elektryfikacji. Gdy z grafitowego nadwozia ostatecznie zniknęła kotara, na twarzach zgromadzonych dziennikarzy i gości malowało się zaciekawienie zmieszane z dozą analitycznego chłodu. W głowach widzów zawisło fundamentalne pytanie: czy to wciąż jest Mazda, którą znamy i cenimy?
Sylwetka i forma
Pierwsza odpowiedź kryje się w proporcjach. Mazda 6e nie jest już klasycznym sedanem. To pięciodrzwiowy liftback o linii dachu łagodnie opadającej ku zintegrowanemu, aktywnemu spojlerowi. Mierząc blisko 4,9 metra długości, jest autem dłuższym i szerszym od spalinowej poprzedniczki, co przekłada się na jego dojrzałą prezencję. Zmienił się jednak rozkład akcentów. Maska, choć wciąż długa, nie dominuje już tak sylwetki, a kabina została wyraźnie przesunięta do przodu. To konsekwencja braku tradycyjnej jednostki napędowej.

Język projektowania KODO, czyli "Dusza Ruchu", został tu zinterpretowany na nowo, w duchu elektrycznej aerodynamiki. Przedni pas jest niemal całkowicie zamknięty, pozbawiony klasycznego grilla, a jego centralny punkt stanowi teraz podświetlane logo marki. Bezramkowe drzwi, klamki chowające się w powierzchni karoserii czy wspomniany już spojler to detale, które nie służą jedynie estetyce. Każdy z nich został podyktowany potrzebą minimalizacji oporów powietrza, co w samochodzie elektrycznym ma bezpośrednie przełożenie na realny zasięg.
Technologia i przestrzeń
Pod nową skórą kryją się dwie konfiguracje napędowe, obie oparte na architekturze tylnonapędowej. To świadomy ukłon w stronę purystów i obietnica zachowania charakterystycznego dla marki, angażującego prowadzenia. Wersja bazowa, Standard Range, oferuje akumulator o pojemności 68,8 kWh i silnik generujący 258 KM, co ma pozwolić na pokonanie do 479 km (WLTP). Odmiana Long Range dysponuje baterią 80 kWh i jednostką o mocy 245 KM, a jej deklarowany zasięg to 552 km. Uzupełnienie energii od 10 do 80 procent, przy wykorzystaniu ładowarki o mocy 165 kW, ma trwać około 24 minut.

We wnętrzu Mazda zrywa z dotychczasową tradycją. Kokpit jest zdominowany przez ekrany. Centralny, o przekątnej 14,6 cala, przejął kontrolę nad większością funkcji, a kierowca ma przed sobą cyfrowy zestaw wskaźników (10,2 cala) oraz duży wyświetlacz przezierny (HUD) z elementami rozszerzonej rzeczywistości. Czy ten skrajny minimalizm i odejście od fizycznych przycisków, z których słynęła ergonomia Mazdy, okaże się krokiem w dobrym kierunku? Czas pokaże. Jakość materiałów, szczególnie w topowej wersji Takumi Plus wykończonej skórą Nappa i zamszem, nie budzi zastrzeżeń.
Pojawiają się jednak pytania o praktyczność. Bagażnik o pojemności 466 litrów uzupełnia dodatkowy 72-litrowy schowek pod przednią maską, tak zwany "frunk", idealny na kable do ładowania czy mniejsze torby.
Wnioski i pytania
Mazda 6e jest samochodem pełnym przemyślanych, ale i kontrowersyjnych decyzji. Z jednej strony mamy do czynienia z niezwykle spójną, aerodynamiczną sylwetką, wysoką jakością wykończenia i obietnicą znakomitych właściwości jezdnych, płynącą z tylnonapędowej platformy. Z drugiej – ograniczona przestrzeń bagażowa i rewolucja we wnętrzu, która może zniechęcić konserwatywnych klientów marki, stawiają pytania o jej uniwersalność.

Poznańska premiera pokazała, że Mazda ma odwagę iść własną, nieoczywistą drogą, redefiniując swój flagowy model na potrzeby nowej ery. To manifest technologicznej dojrzałości i designerskiej śmiałości. Ostateczny werdykt, jak zawsze, wydadzą jednak drogi i portfele kierowców. Czas pokaże, czy podążą oni za Mazdą w tym nowym, elektrycznym kierunku.